Cóż to w ciemności tam majaczy? Ah, to na czarno ubrany rowerzysta!

Dżdżownice wychodzą na świat po deszczu, a rowerzyści wylegają na ulice (i chodniki) gromadnie gdy tylko śniegi stopnieją. Takie są już prawidła natury, i nikogo ten stan rzeczy nie dziwi. Tym co mnie jednak bardzo dziwi, jest kwestia ubioru rowerzystów. Preferowany jest bowiem kolor czarny. W sumie nic dziwnego, od niepamiętnych czasów kolorem Polaków jest czerń. Jednak dla rowerzystów ten akurat kolor wydaje się mało pasować. Podpowiem Wam o co chodzi – o widoczność chodzi! Takiego czarnego rowerzystę zobaczyć można nieraz tylko gdy łypnie białkiem albo wyszczerzy kły. A to trochę mało. Rzecz jasna, sporo z rowerzystów ma lampki – i chwała im za to! – jednak naprawdę zwiększyłoby ich szanse przeżycia gdyby byli uprzejmi ubrać się w bardziej jaskrawe kolory.

Rozmawiałem kiedyś z pracownikiem pewnego sklepu ze sprzętem rowerowym. Pytałem jak tam idzie sprzedaż jaskrawych bluz, koszulek i kurtek. “Właściwie to nikt tego nie kupuje” powiedział.

Jakby ktoś miał wątpliwości jak wygląda w nocy ubrany na czarno rowerzysta, to załączam poglądową ilustrację. Tak oto wygląda:
2014_03_czarny_rowrzysta

P.S. Sam jeżdżę na rowerze w bardzo jaskrawej kurtce, dlatego pozwalam sobie zwracać innym uwagę.

Krakowskie parki – porażki i nadzieje

Dzisiejszy dzień rozpoczął się od miłej informacji. Oto w okolicach stadionu Wawelu ma powstać nowy park!. Przyznaję że to miła wieść, zwłaszcza wobec ostatnich wydarzeń związanych z “okrawaniem” Młynówki Królewskiej i mizernymi efektami walki o nowy park w okolicach Fortu Bronowice.

Więcej zieleni, więcej parków, więcej rowerów – i Kraków będzie o wiele przyjaźniejszym miastem! Czego nam wszystkim życzę.

Postanowienia (nie)noworoczne

Od dłuższego czasu obserwuję jak czas przecieka mi przez palce. Najgorsze jest to wieczorne siadanie przy komputerze, z poczuciem że jest tyle ważnych rzeczy do zrobienia… a później bezmyślne marnowanie go na surfowanie po sieciowych bzdetach.

Tak więc postanowiłem coś z tym zrobić. Oparłem się na założeniu że naprawdę mam wiele istotnych rzeczy do zrobienia (lub inaczej to ująwszy – “celów do zrealizowania”), i to niekoniecznie przy komputerze. Pytanie jak ich nie zgubić, jak nie rozmienić się na drobne i realizować te naprawdę istotne zadania?

Rozwiązanie jakie tu opisze zadziałało w moim przypadku. Nie twierdzę że odniosłem 100% sukces, ale z pewnością idzie mi lepiej niż kiedyś. Być może zechcesz wypróbować taki system, ale pewnie lepiej byś tylko zerknął na niego i wypracował własną metodą. Bo moja działa dla mnie, a Ty jesteś inny niż ja, więc kopiowanie rozwiązań może nie przynieść oczekiwanych skutków.

Moja metoda wygląda tak. Wypisałem cele na cały rok. Różne cele. Dotyczące pracy, hobby, relacji z innymi ludźmi. Wypisałem ich kilkanaście. Wypisałem je w punktach, bez wchodzenie w szczegóły – każdy cel to 3-6 słów. Teraz przyglądając się tym celom zastanowiłem się, które z nich mogę (lub powinienem) zrealizować w styczniu. I wypisałem je. Ale nie dokładnie te właśnie cele, lecz bardziej szczegółowe kroki/podzadania czy jak tam je nazwać, które są niezbędne do wykonania tych rocznych. Przykładowo, zakładając że moim celem na ten rok jest zrezygnowanie z usług Google (wyszukiwarki, gmaila, google analytics), celem na styczeń była ewaluacja i wybór alternatywy dla gmaila.

Styczeń już prawie upłynął, więc mam pierwsze doświadczenia. Po pierwsze widzę, że ciężko jest powstrzymać się przed wyznaczeniem zbyt wielu zadań. W oczywisty sposób rodzi to frustrację wynikającą z niemożności ich wykonania. Na luty planuję ich odpowiednio mniej. Po drugie, warto mieć przed oczami listę swoich celów na dany miesiąc. To mobilizuje i przypomina o tym na czym powinno się skupić. Po trzecie, nie dać się zwariować – życie to nie tylko wypełnianie kolejnych tasków!

Śluzy rowerowe

Mało się z roweru nie wywrotnąłem gdy pierwszy raz zobaczyłem w Krakowie śluzę rowerową. Niezorientowanym wyjaśniam, że śluza rowerowa to taki specjalnie wydzielony fragment jezdni na którym rowerzyści mogą się ustawiać przed samochodami, by jako pierwsi opuścić skrzyżowanie. Doprawdy przyznaję że miasto moje mnie zaskoczyło! Śluza to nie byle co, śluza to wskazanie kto ma pierwszeństwo, a przyznanie tego pierwszeństwa rowerom, o, to doprawdy coś czego się po włodarzach mojego miasta nie spodziewałem!

Śluza śluzą, ale obecnie fakty są takie, że z uwagi na pogodę rowerzystów niewielu i nie zauważyłem by ruch na skrzyżowaniach ze śluzą uległ zmianie. Rowerzyści których tam przyuważyłem (ze mną włącznie) grzecznie ustawiają się z prawej strony śluzy, i chyba słusznie, bo i po co blokować samochody, skoro miejsca wystarczy dla wszsytkich? Zobaczymy jak rzeczy będą się miały gdy temperatury wzrosną. Spodziewam się, że wówczas na czerwonym świetle nieraz czekać będzie nawet kilka jednośladów. I wtedy dopiero śluza zacznie pełnić w pełni swoją funkcję wypełniając się rowerzystami od prawej do lewej.

Przeczytałem kilka dni później, że owe dwie śluzy rowerowe są “na próbę”. Nie wiem co dokładnie podlega weryfikacji, ale pielęgnuję w sobie nadzieję, że prędzej czy później takich śluz pojawi się więcej. Ponoć w innych polskich miastach tak już jest. Miło mi, że pojawiają się i w Krakowie.

450 pieców czyli 60 punktów

Czytałem niedawno artykuł na temat działań antysmogowych w Krakowie. I zeźlił mnie brak informacji, które pozwoliłyby w jakikolwiek sposób skorzystać z zawartych w artykule licznych danych. No bo cóż mi z informacji, że w roku ubiegłym wymieniono w Krakowie 450 pieców, a dwa lata temu tylko 360 (liczby wymyśliłem, bo nie chce mi się do artykułu zerkać) skoro nie podaje się ile tych pieców jest w sumie wymaga wymiany? Co więc mam sobie myśleć o tych piecach – wymienią je wszystkie szybko, czy też może potrwa to jeszcze cały wiek? Skąd mam wiedzieć czy tych 450 pieców to 1%, 10% czy też może 60% całości? Nie wiadomo.

Zresztą ten typ nafaszerowanych danymi, a koniec końców o niczym nie informujących tekstów, jest bardzo powszechny. Zdarza się to często w komentarzach sportowych. “Kamil Stoch ma 60 punktów przewagi nad drugim w klasyfikacji generalnej Simonnem Ammanem”. I co z tego? 60 punktów to dużo czy mało? Jak blisko tak naprawdę jest Amman? Jeżeli jednocześnie nie dowiem się ile punktów uzyskuje zwycięzca konkursu i ile konkursów jeszcze przed nami, to nie wiem zupełnie nic.

Drodzy dziennikarze! Nie każdy czytelnik to ekspert od pieców na węgiel w centrum Krakowa. Nie każdy człowiek rodzi się z wiedzą na temat punktacji konkursów skoków narciarski. Podajecie dane? To podawajcie proszę takie, które niosą ze sobą jakąś wartość.

P.S. Jakiś czas później z tego artykułu – http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,15323382,Licza_piece_weglowe_w_Krakowie__5891_w_centrum.html#LokKrakTxt – dowiedziałem się wreszcie ile tych pieców jest. 🙂